Grudzień, czas Adwentu – kiedy wszyscy mówią o pomaganiu. I czas, kiedy mamy najmniej czasu, żeby naprawdę kogoś zobaczyć.
Przed rozmową w programie “Konkretnie” (TVP3 Łódź) zadałem sobie pytanie: czemu właściwie temat pomagania może wydawać się… nieatrakcyjny? W zabieganiu nie mamy na niego czasu. A jeśli już pomożemy, to często z poczucia obowiązku, a nawet przymusu. Czemu czasami tak łatwo się usprawiedliwiamy, że pomocy nie udzielamy?
Wdzięczność zamiast litości
Myślę, że problem leży w perspektywie. Stawiamy się w pozycji „dawcy” – kogoś, kto z góry pochyla się nad potrzebującym. To błąd. Zanim pomożesz, przypomnij sobie, ile razy sam takiej pomocy doświadczyłeś.
Nie chodzi tylko o wsparcie materialne. Pomyśl o kimś, kto cię wysłuchał, gdy byłeś na dnie. O milczeniu, które nie oceniało. O obecności, która nie wymagała od ciebie perfekcji. Uświadomienie sobie tej otrzymanej pomocy budzi w nas realną wdzięczność – i to ona, a nie litość czy obowiązek, otwiera nas na drugiego człowieka.
Kiedy pomagam z wdzięczności za to, co sam dostałem, mój gest przestaje być jałmużną. Staje się aktem solidarności. A dobro – to warto pamiętać – ma tendencję do rozszerzania się. Kto otrzyma pomoc w sposób godny, czuje wdzięczność, która kiedyś uruchomi kolejny gest pomocy.
Traktujmy grudniowy czas jako okazję do wyćwiczenia w sobie „nawyku” pomagania – czegoś, co zostanie z nami przez cały rok. Bo zawsze wokół nas będą ludzie potrzebujący wsparcia.
W rozmowie z redaktorem Markiem Krzciukiem rozwijam tę myśl dalej: dlaczego wdzięczność jest silniejsza niż obowiązek, jak przestać usprawiedliwiać się brakiem czasu i dlaczego grudniowa pomoc powinna być treningiem, a nie jednorazowym gestem.


