Adwent zaczyna się wezwaniem: „Czuwajcie”. Brzmi prosto. Ale już po chwilę Jezus dodaje coś, co wywraca całą naszą logikę. Mówi: „Syn Człowieczy przyjdzie jak złodziej”. I wyjaśnia: „Gdyby gospodarz wiedział, kiedy złodziej nadejdzie, czuwałby i nie pozwoliłby się włamać do swego domu”.
Zatrzymajmy się tu. Bo jeśli mam czuwać jak gospodarz, który pilnuje domu przed złodziejem, a Chrystus sam mówi, że przyjdzie jak złodziej – to co właściwie mam robić? Mam Go wpuścić czy nie wpuścić?
To nie jest gra słów. To rzeczywisty paradoks, z którym musimy się zmierzyć.
Czyjego właściwie domu pilnujesz?
Spróbujmy spojrzeć na tę przypowieść inaczej. Gospodarz pilnuje swojego domu. Broni swojej własności. Rygluje drzwi, bo wie, że złodziej przychodzi po to, żeby zabrać. To logika obrony terytorium. Logika strachu przed utratą.
A teraz Jezus mówi: „Ja przyjdę tak samo. Niespodziewanie. Jak ktoś, kto wchodzi bez pytania o zgodę”.
Pytanie brzmi: czyją własnością jest twoje życie?
Jeśli traktujesz je jak swoje – swój czas, swoje plany, swój spokój – to przyjście Chrystusa będzie dla ciebie włamaniem. Będziesz czuwał, żeby Go nie wpuścić. Żeby obronić to, co uważasz za swoje.
Ale jeśli rozumiesz, że twoje życie nigdy nie było twoją własnością, tylko czymś, co otrzymałeś – wówczas Chrystus przychodzący „jak złodziej” nie jest intruzem. Jest Panem, który wraca do swojego domu. I wtedy twoje czuwanie nie jest obroną. Jest oczekiwaniem.
Czasy Noego, czyli rutyna jako narkoza
Jezus porównuje swoje przyjście do czasów potopu. „Ludzie jedli, pili, żenili się – aż przyszedł potop”. Problem nie polegał na tym, że robili coś złego. Problem polegał na tym, że robili to mechanicznie. Życie toczyło się dalej. Rutyna działała jak narkoza.
Ile z twojego dnia dzieje się naprawdę? Ile godzin spędzasz obecny, a ile w trybie „funkcjonowania”? Autopilot to najskuteczniejsza forma obrony przed rzeczywistością. Kiedy żyjesz na autopilocie, nie musisz się zastanawiać, czy to, co robisz, ma sens. Nie musisz pytać, dokąd zmierzasz.
I właśnie w tym stanie – uśpionej świadomości – każde przebudzenie jest szokiem. Każda zmiana jest zagrożeniem.
Wyłom w glinianej ścianie
W starożytności złodzieje nie wyważali drzwi. Drążyli dziurę w glinianej ścianie domu. Grecy używali słowa διορύσσω – „przekopać”, „wydrążyć otwór”. Włamywacz robił wyłom tam, gdzie ściana była najsłabsza.
My też budujemy sobie gliniane ściany. Nie z gliny, ale z iluzji. Iluzji, że mamy wszystko pod kontrolą. Że jesteśmy bezpieczni. Że „teraz na pewno nic się nie stanie”. Że nasze plany się sprawdzą, nasze zdrowie się utrzyma, nasz spokój będzie trwał.
I wtedy przychodzi wyłom.
Choroba. Utrata pracy. Śmierć kogoś bliskiego. Nagłe poczucie bezsensowności. Pęknięcie, którego nie dało się przewidzieć. Nazywamy to wówczas tragedią. Mówimy: zostałem okradziony.
Ale co, jeśli to pęknięcie nie jest włamaniem, tylko odsłonięciem? Co, jeśli przez tę dziurę widzisz coś, czego wcześniej nie chciałeś zobaczyć? Co, jeśli nasze „gliniane bezpieczeństwo” było więzieniem, a nie schronieniem?
Kto jest złodziejem?
Paradoks się wyjaśnia. Chrystus nie jest złodziejem w sensie kogoś, kto kradnie. Jest złodziejem w sensie kogoś, kto przychodzi niespodziewanie – do ludzi, którzy myśleli, że wszystko jest ich własnością.
Św. Paweł pisze: „Dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. (...) Ale wy nie żyjecie w ciemności, więc ów dzień nie zaskoczy was jak złodziej” (por. 1 Tes 5,2-4).
Klucz tkwi w tym rozróżnieniu: dla kogo Chrystus jest złodziejem, a dla kogo oczekiwanym Panem?
Dla człowieka, który traktuje życie jak własność do ochrony, Chrystus przychodzi zabierać. Zabiera spokój, pewność, kontrolę. I wtedy czuwanie polega na zamykaniu drzwi, ryglowaniu, budowaniu coraz grubszych murów.
Dla człowieka, który rozumie, że życie nie jest jego własnością, Chrystus przychodzi objawiać. Obnaża iluzje. Burzy fałszywe bezpieczeństwo. I wtedy czuwanie polega na gotowości – na tym, żeby rozpoznać Go i otworzyć drzwi.
Pytanie na ten Adwent
Nie pytam cię dzisiaj, czy jesteś „gotowy na przyjście Pana”. Pytam: czego pilnujesz?
Czego tak bardzo się boisz stracić, że wolisz żyć w uśpieniu? Co tak bardzo traktujesz jak swoje, że każda zmiana jest dla ciebie włamaniem?
Adwent nie jest czasem na dekorowanie fasady. Jest czasem na przyjrzenie się pęknięciom. I pomyślenie – może nie bez przyczyny.
Może ten niepokój, którego się wstydzisz, ta dziura w twoim perfekcyjnym planie, to nie katastrofa. Może to drzwi.
Syn Człowieczy przyjdzie w godzinie, której się nie spodziewasz. Pytanie brzmi: czy będziesz bronił swojego domu przed intruzem, czy otworzysz drzwi Panu, który wraca do swojego?
Czuwaj. Ale nie po to, żeby się bronić. Po to, żeby rozpoznać.

